piątek, 31 maja 2013

Rozdział piąty rozumiany jako początek przygody

Oddaję kolejny rozdział do Waszej oceny. Za ew. błędy przepraszam :)
Chciałabym go zadedykować photofairytale (jakkolwiek to brzmi) , z podziękowaniem, za wciągnięcie mnie w pisanie. Wiem, że o tym nie wiesz, ale to głównie Twoja zasługa, że się tu znalazłam :)
No i nie wiem ... może zrobić sobie gg lub coś takiego, żeby porozmawiać z wami?
Mimo to, zapraszam do czytania! :* (no i oczywiście czekam na opinie).
_______________________________________________
Największa przygoda życia.
Całkowicie ich.
Właśnie się rozpoczęła.
*
Trudno było dwóm siostrom opuścić rano ciepłe, miękkie łóżka, nie mówiąc już o wyjściu na dwór. Pomimo pięknego słońca na niebie, dzień zapowiadał się chłodny, wręcz mroźny, jak to przystało na połowę stycznia. Brak jakichkolwiek liści na drzewach, czy zadomowiony już tej zimy śnieg w Zakopanym przypominał o porze roku. Ciepło opatulone siostry zdecydowały się na podbój zaśnieżonej stolicy Tatr. Zaczęły od najbardziej znanej i zawsze pełnej ludzi ulicy - Krupówek. Mimo pogody, która wyraźnie tego dnia nie sprzyjała licznie przybyłym turystom, główna zakopiańska ulica wypełniona była po brzegi. Po przeciśnięciu się przez Krupówki, najpierw w jedną, później drugą stronę, siostry dotarły, nie bez problemów przed skocznię, gdzie za godzinę miały rozpocząć się kwalifikacje do sobotniego konkursu indywidualnego. 
Zobaczyłam je, jak dochodziły do skoczni. Wbrew pozorom miały roześmiane twarze. Najwyraźniej nie przeszkadzał im ani mróz ani zalegający na chodnikach śnieg. Obie miały czerwone od mrozu policzki i nosy. Gdy rozbiegane oczy młodszej spoczęły na skoczni, mimowolnie zaśmiałam się z jej miny, wyrażającej jej niewyobrażalne zdziwienie. Fakt, obiekt przed którym w tamtym momencie stałyśmy, był ogromny i piękny. Wielka Krokiew - wytłumaczyłam Mai. Szybko jednak zabrałam siostry do nieco cieplejszego pomieszczenia, by tam mogły choć trochę się ogrzać. Mój wybór padł na szatnie skoczków, gdzie zapewne siedzieli nasi reprezentanci przygotowujący się do kwalifikacji, a wśród nich Kamil.
Nie wiedziały że to dopiero początek.
Nikt nie wiedział co będzie dalej.
Nawet ja.
*
Szłam obok Mai w głąb obiektu. Prowadziła nas Ewa, która najwidoczniej bardzo dobrze znała te tereny. Weszłyśmy, przez bramę, do części całkowicie oddzielonej od sektorów umieszczonych wzdłuż skoczni. Stało tam bardzo dużo drewnianych małych domków. Na drzwiach każdego z nich umieszczona był flaga konkretnego zespołu, państwa do którego, dany budynek należał. Minęłyśmy domki Austriaków, Norwegów i Czechów, po czym skręciłyśmy do budynku, mającego na drzwiach flagę Polski. Szybko dogoniłyśmy Ewę, która otworzyła drzwi, zapraszając do środka. Weszłyśmy. Domek w środku obłożony był płytami. Po dwóch jego stronach, oprócz gotowych kombinezonów, do konkursu, stały jeszcze niskie ławeczki, na których siedzieli zawodnicy. Przysłuchiwali się słowom trochę starszego od nich mężczyzny, który jako jedyny stał na środku. W ręku trzymał plik kartek, i biało czerwoną chorągiewkę, którą podczas wygłaszanego monologu nieustannie wymachiwał na wszystkie strony. W momencie przejścia przez próg
małego domku, jak na zawołanie, spojrzało na nas jedenaście par oczu, z mężczyzną stojącym na środku pomieszczenia na czele. Najwyraźniej nie był zachwycony naszą obecnością, jednak, gdy skierował wzrok na stojącą przy nas Ewę, poszedł w ślady swoich podopiecznym, promiennie się uśmiechając. Szybko dokończył przemówienie, dokładnie tłumacząc taktykę skoczkom. Wychodząc z kilkoma wybranymi zawodnikami zreflektował się wyciągając najpierw w moją stronę rękę.
 - Łukasz Kruczek.
Następnie lekko pochylając się nad Mają, również podał jej uroczyście dłoń. Wyszedł z domku życząc powodzenia swoim podopiecznym. W pomieszczeniu, oprócz Ewy, zostały jeszcze cztery pary oczu, które nadal były wpatrzone w nas. Usiadłam na brzegu ławki, obok bruneta, mającego, jak się przyjrzałam piękne jasno niebieskie oczy. Ewa zaś zasiadła na kolanach swojego męża - Kamila, a Maja, jako najmłodsza wcisnęła się pomiędzy dwóch innych skoczków. Jeden z nich, wyraźnie skupiony spuścił oczy na podłogę, natomiast drugi, ożywiony z uśmiechem przyglądał się siedzącej obok niego Mai, nie zauważając krępującej ciszy jaka zapadła w domku po wyjściu trenera. 
*
Pół godziny później z wyraźnie poprawionymi humorami ruszyły wraz z Ewą w stronę sektorów. Mogły spodziewać się najlepszych miejsc zarezerwowanych specjalnie przez żonę Kamila. Stanęły naprzeciwko skoczni, gdzie miały idealny widok na startujących zawodników. Miejsca wokół skoczni zaczęły się szczelnie wypełniać wiernymi kibicami. Atmosfera jaką wytwarzali Polacy, tam w Zakopanym, była niepowtarzalna. Nic nie było w stanie oddać emocji, jakie przeżywali przyjeżdżający tam zawodnicy, trenerzy, rodziny.
 Po prostu trzeba tam być. 
Przekonać się, że tak naprawdę, byliśmy, jesteśmy i będziemy jedną wielką rodziną.
_____________________________________________________


wtorek, 28 maja 2013

Rozdział czwarty nazwany czymś nowym

Patrzyła za okno, próbując wyłapać szczegóły szybko zmieniającego się krajobrazu. Obok niej siedziała starsza siostra. Nie była ubrana w jasnoniebieską sukienkę. Na jej ramieniu opierała się Maja.
Obie podążały w to samo miejsce.
Razem.
By zacząć największą przygodę życia.
Po raz kolejny spojrzała na dwa podłużne paski papieru, trzymając je w ręce. Od dawna zastanawiała się, dlaczego zgodziła się na tę podróż, wycieczkę w nieznane. To prawda. Sama propozycja była kusząca. Nigdy nie była w górach, nie mówiąc już o młodszej siostrze, która w tamtym momencie zasnęła wtulona w Idę. Ekspres relacji Warszawa - Kraków szybko mknął po torach. W jednym z ostatnich wagonów, w ośmioosobowym przedziale siedziały one. Towarzyszami drogi okazali się trzej młodzi mężczyźni, dwie młode kobiety zaopatrzeni w czapki, szaliki i flagi prawdziwych kibiców, oraz typowa starsza pani, wyglądająca bardzo niewinne. Podróżowała do wnucząt z dwoma dużymi torbami, zajmującymi wolne miejsce w przedziale.
Krajobraz, który Ida obserwowała od początku podróży, zmienił się nie do poznania. Rozpoczynając od rozległych nizin, wsi, miast, sadów. Poprzez pagórki, nieznaczne wzniesienia, kotliny, kończąc na wyżynach, na które w tamtym momencie wjechały dwie siostry. Pociąg co chwilę wjeżdżał, to zjeżdżał z pagórków. Z każdym metrem, pokonanym wzniesieniem, zbliżał się w okolice ich tymczasowego celu - Krakowa.
Gdy dojechały do największego Małopolskiego miasta, zapadł już zmierzch, zaczynały zapalać się latarnie na ulicach.
W mieście nie miały zamiaru pozostawać długo, ponieważ od dawna, na dworcu PKS, obok PKP, czekał na nie autobus, zawożący turystów i chętnych do Zakopanego. Zbudziwszy siostrę, Ida zabrała wszystkie bagaże, przechodząc do pojazdu, prawie całkowicie wypełnionego pasażerami. Tym razem, gdy siostry znalazły sobie wygodne miejsca, Ida znowu wyciągnęła niebieską kopertę, która cały czas towarzyszyła dziewczynkom w podróży. Starsza utkwiła na niej swój wzrok. Wyciągnęła z niej list o tym samym kolorze, by jeszcze raz sprawdzić miejsce ich krótkiego pobytu w stolicy Tatr. Przeczytawszy wszystko dokładnie, kilka razy, przykryły się kurtkami, oddając się całkowicie w objęcia Morfeusza.
*
Przyjemne kołysanie, cicha muzyka, ustały. Ida ostrożnie otworzyła najpierw jedno, później drugie oko. Czuła że są na miejscu. Autobus stał. Większość pasażerów zaczęła opuszczać swoje siedzenia, ubierając przy tym kurtki, czapki, szaliki.  ostatniego rzędu siedzeń, na przód autokaru przepchała się grupka trzech mężczyzn i dwóch kobiet, podróżująca wcześniej z dziewczynkami w przedziale. Zapanował tłok i korek do drzwi, z którym nawet kierowca nie był w stanie sobie poradzić.  Po dłuższej chwili, gdy dziewczynki wyszły z autokaru,  poczuły na swoich twarzach podmuch ciepłego, porwistego wiatru. Halny tego wieczoru dawał się we znaki.
Obok pojazdu, oprócz dużego zbiegowiska nowow przybyłych do Zakopanego turystów, stała wysoka postać. Od grupki, oddzielało ją kilka metrów. Kobieta. Była bardzo słabo oświetlona przez latarnię, znajdującą się za nią, toteż siostry nie były w stanie zobaczyć jej twarzy. Opierała się o tylne drzwi czarnego samochodu. Miała długie, jasne włosy, które co chwile były rozwiewane przez wiatr. Ubrana była w ciemne spodnie i dość cienką kurtkę. Ożywiona rozmawiała z kimś przez telefon.
Po chwili, z uśmiechem, energicznym krokiem, podeszła do dwóch zdezorientowanych sióstr. Stanęła przed nimi, w świetle latarnii, tak by mogły ujrzeć jej twarz. Kobieta, miała łagodne rysy twarzy, na którą został nałożony lekki makijaż. Była młoda, lecz zdecydowanie starsza  i wyższa od Idy.
Wyciągnęła przed siebie dłoń.
- Cześć. Ida i Maja, tak? Jestem Ewa.
___________________________________________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze :* Rozdział chciałabym zadedykować Charlotte :D

piątek, 24 maja 2013

Rozdział trzeci zwany zmianą.

Pomogła.
Nawet nie wiedziała jak bardzo.
*
Ostrożnie stawiałam kolejne kroki, wchodząc po zniszczonych schodach starej kamienicy. Szybko odszukałam numer mieszkania dwóch sióstr, by po chwili, po omacku dotrzeć do dużych czarnych skrzynek stojących naprzeciwko wejściowych drzwi. Pomieszczenie oświetlone było jedynie przez małe okienko, w owych wrotach. Wygrzebałam latarkę z podręcznej torby, a gdy już znalazłam to czego szukałam, lekko, delikatnie opuszkami palców dotknęłam chropowatej powierzchni, na której wygrawerowany był numer mieszkania dziewczynek.
Dalej poszło już łatwo. Wyjąwszy niebieską kopertę zaadresowaną do starszej, obróciłam ją w rękach, powtarzając w głowie plan. Wymyślony już kilka miesięcy temu, gdy widziałam je po raz pierwszy. Pchnęłam list w czarną skrzynkę, by po chwili zobaczyć jak znika w ciemnościach.

Stała na przystanku. Sama. Jej długie brązowe włosy, rozwiewane były na wszystkie strony, przez silny wiatr. Czekała na autobus, co chwilę zerkając znad książki, na hałaśliwą i ruchliwą ulicę. W drugiej ręce trzymała koperty  o różnych kolorach, rozmiarach i kształtach, na których w tamtym momencie próbowała skupić swoje brązowe rozbiegane tęczówki. Zatrzymała wzrok na jednym z listów. Wyraźnie zaciekawiona niebieską kopertą, obróciła przedmiotem, by sprawdzić nadawcę. Po raz kolejny tego dnia rozczarowała się. Druga strona opakowania była całkowicie pusta. Nie było tam nawet najmniejszej literki, znaku.
Odbiorca?
Ona.
Ida.
Jedna z dziesiątek kopert zalegających w skrzynce warszawskiej kamienicy od ponad dwóch tygodni, zaadresowana była do niej. Z jeszcze większym zainteresowaniem lekko zaczęła przedzierać niebieski papier, by przypadkiem nie uszkodzić zawartości.
Pierwszy list.
Całkowicie jej.
Nie wiedziała kto był nadawcą.
Niedługo się tego dowie.
W miarę dalszego czytania, jej twarz zaczęła się wykrzywiać z nadmiaru wrażeń, jakie ta przesyłka dostarczała starszej z sióstr. Niedowierzanie, zaskoczenie, radość. Z jej ust można było wyczytać wszystkie możliwe znane ludziom emocje. 
Podjechał autobus, którego wyczekiwała już ponad kwadrans. Nie zauważyła go. Nadal stała, wczytana w list. Wszyscy opuścili przystanek, biegnąc w stronę pojazdu, zatrzymanego kilkanaście metrów za miejscem wyznaczonego postoju.
Nie szła wraz z tłumem.
Wyraźnie stawiała mu opór,
upodabniając się do wiatru, wyraźnie przeszkadzającego jej w czytaniu.
Stała tak jeszcze chwilę. Nie zauważyła braku autobusu. Skupiona była na przedmiotach trzymanych w rękach. Jej oczy szybko wyłapywały każdą, sylabę, literę, łącząc je łącząc je w wyrazy. Z zaciekawieniem jeszcze raz zajrzała do środka koperty. Tym razem jej usta wykrzywiły się w pięknym uśmiechu, oczy zabłysły. Odwróciła się, zauważając oddalający się autobus. Nie była zła, ani zrezygnowana. Skupiła uwagę na dwóch wyłaniających się z koperty podłużnych paskach papieru. 
Trzymała je mocno.
Nie pozwalała by wiatr, wydarł je z ręki.

To było najlepsze co mogłam dla nich zrobić.
To, co mogłam im dać.
Dwóm siostrom.
Idzie i Mai.

Wiedziałam że jeszcze się spotkamy.
Tam, w stolicy Tatr.
_________________________________________
No i oto trzeci rozdział! :D
Postarałam się by był troszkę dłuższy, ale nie wiem czy to wyszło... Co o nim sądzicie?
Dziękuję za wcześniejsze komentarze! :*

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział drugi nazwany początkiem

Zabiegani, zagubieni.
Ludzie.
Ci, którzy boją się pomóc innym.
Jedna z nich była inna.
Ona jedna.
*
Kolejny pochmurny poranek. Co prawda, słońce próbowało przebić się przez barierę chmur, jednak kiepskie były tego rezultaty. Dlatego co chwilę oświetlało tłumy ludzi, próbując zwrócić na siebie uwagę. Bezskutecznie. Tym razem w oknie kamienicy na pierwszym piętrze siedziała jedna z sióstr.
Tylko jedna.
Nie uśmiechała się.
Dziewczynka z dwoma twarzowymi kucykami.
Ubrana w niebieskawą, starą sukienkę.
Maja.
Próbowała naśladować starszą, która niegdyś przesiadywała obok niej, wyraźnie przyglądając się otoczeniu. Wsłuchiwała się w stukot setek, tysięcy obcasów, chcąc wyłapać ten jeden charakterystyczny dzwięk butów siostry. Dużo czasu minęło odkąd po raz ostatni razem siedziały na antresoli warszawskiej kamienicy, w zimne wieczory, pijąc gorącą herbatę przygotowaną specjalnie przez Idę, starszą z sióstr. Jej jedyną przyjaciółkę, osobę, która wiedziała o niej wszystko. 
Czekała na nią. Jak co dzień. Czekała, by chwilę później, słysząc już charakterystyczny dzwięk, pchnąć ciężkie drzwi oddzielające wnętrze kamienicy od podwórka i wybiec rzucając się się prosto w jej ramiona, wtulając się w jej gęste brązowe włosy.  By choć przez chwilę czuć się bezpiecznie. 
Ta scena wdarła się do codziennego planu dziewczynek, stawając się najważniejszym momentem dnia młodszej. Uśmiech pojawiający się na jej twarzy, był szczery. Taki uśmiech, jaki rzadko pojawiał się na twarzy osoby dorosłej. Prawdziwy.

Podjęłam decyzje. Teraz albo nigdy. Podeszłam do starych dębowych drzwi, za którymi przed chwilą zniknęły dwie siostry. Zaczęłam się im przyglądać, chcąc ocenić 'przeciwnika'. Po dokładnych oględzinach nacisnęłam starą klamkę, która znajdowała się na wysokości mojej twarzy. Pchnęłam wrota mocno, wchodząc do świata oderwanego od rzeczywistości.
Tego dnia po raz ostatni.
Ostatni raz dwie postaci siedziały w oknie.
Żadna z nich nie mogła tego przewidzieć.
Nikt nie był w stanie przewidzieć przyszłości.
Nikt oprócz mnie.
Ja wiedziałam.
Wiedziałam co się stanie z dwoma dziewczynkami w niebieskawych sukienkach.


_________________________________________________________________________
Dziękuje za wszystkie komentarze i wenę jaką mi przysłałyście! Dzięki temu, po licznych poprawkach dodaje kolejny, drugi już rozdział :)
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu, mimo że wyszedł jeszcze krótszy od tamtych dwóch partów.
Wiem i zdaję sobie sprawę z tego że nie jest idealny jak poprzednie.
Życzę miłego czytania i tradycyjnie proszę o opinie :D /Ann.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział pierwszy zwany drugim prologiem

Poniżane za to że są inne.
Nierozumiane przez otoczenie.
Chociaż tak odmienne - przetrwały.
*
Zapowiadał się idealny wieczór. Było ciepło, słońce, które już zaszło pozostawiło po sobie ślady w postaci jaśniejszych, lekko czerwonych chmur na zachodzie. Na starówce w stolicy Polski, aż roiło się od zakochanych par, rodzin z dziećmi i turystów spacerujących po zatłoczonych uliczkach.
Co chwile błyskały flesze - jak się mogło wszystkim zdawać aparatów. Nic bardziej mylnego.
Niemal momentalnie chmury zaszyły niebo. Zaczęło padać. W oddali pioruny przeszywały granatowe niebo. Zaczęły być słyszalne pojedyncze grzmoty. Ulice Warszawy momentalnie opustoszały. Jedynie dwie postaci nie uległy brzydkiej pogodzie. Szły dalej, najwyraźniej nie przejmując się zjawiskiem. Obie przed chwilą wyszły z jednej z małych restauracyjek. Ich celem była mała kamienica w centrum, do której chciały jak najszybciej się dostać. W światłach latarni można było zauważyć że obie niosą ciężkie torby. Trzymały się za ręce, a raczej większa ciągnęła mniejszą.
Obie w dużych, wręcz wiszących i przemoczonych niebieskawych sukienkach. Ich letnie sandały, teraz już kompletnie mokre odpowiadały nawałnicy miarowym pozbywaniem się wody z przesiąkniętych butów.Na jeszcze ciepłych ramionach osadzały się małe kropelki deszczu. Nie śmiały się, nie rozmawiały ożywione, jak przed chwilą reszta ludzi na Starówce. Szły. Nie zwracały uwagi na wiele par oczu zwróconych w ich stronę.
Chwilę potem wszystko zaczęło wracać do normy. Stare Miasto znowu wypełniło się śmiechem i gwarem rozmów, mimo że na ulicach widać było tylko dwie postaci. Przeszły tak w ciszy, przez połowę stolicy. Nadmiar prac, które starsza musiała wykonać w domu był przytłaczający. Z resztą, jedna  wracała właśnie jednocześnie z pracy i ze szkoły, mimo że miała dopiero szesnaście lat. Druga, młodsza, nie chwaliła się wspaniałym dniem, dobrymi ocenami. Wolnego czasu nie spędzała z koleżankami. Nie miała ich. Jedyną osobą towarzyszącą jej, odkąd pamiętała, była siostra, której ciepło dłoni czuła na swojej. Zacisnęła ją mocniej, co wywołało spojrzenie starszej. Uśmiechnęła się krzywo. Widać było, że jest zmęczona. Jej oczy nie miały dawnego blasku, nie mówiąc już o zmęczeniu. Mimo to pracowała i pomagała siostrze.
Gdy stanęły przed kamienicą, przez jej głowę przeszła myśl o dalszym spędzaniu wieczoru i nocy - na siedzeniu w oknie antresoli. Przyglądaniu się śpieszącym, zabieganym ludziom, tym, którzy ich nie widzieli.
           Chwilę później opuściły ponure podwórko. Ostatnie beznamiętne spojrzenie przez okno w starych skrzypiących drzwiach i powrót do domowej rzeczywistości.
Były to dobre dziewczyny.
Nie zasługiwały na poniżanie.
Ida i Maja.
Dwie siostry skazane na cierpienie.
Kochane siostry, pomagające sobie zawsze i wszędzie. Mimo kilkuletniej różnicy wieku, bardzo dobrze się dogadywały.
Przyjaźń.
Ta prawdziwa.
Siostrzana.
Wystawiana na wiele prób.
Przetrwała wszystko.
Przetrwa i to.
________________________________________________________________________
Klęska. 
No, może nie całkowita, ale na pewno częściowa ... 



środa, 15 maja 2013

Prolog

To nie jest bajkowa historia.
Nie jest jak każde inne opowiadanie.
Jest INNA i to chciałbym przedstawić.
Przede wszystkim pragnę pokazać, to czego nie ma nigdzie indziej.
Jest tym to co ukrywamy głęboko w sobie.
A szczęśliwe zakończenie? - No cóż, życie układa różne scenariusze.
Czasem trzeba się z tym pogodzić.
*
Mimo zapowiedzi, lato tego roku nie było tak ciepłe, ani słoneczne jak wszyscy oczekiwali. Dlatego szczęśliwi ci, którzy wyjechali na wakacje na południe Europy lub poza jej obszar. Do tych szczęściarzy na pewno nie należała pewna osoba. Nie wyglądała na dorosłą, choć nie była też dzieckiem. Siedziała skulona w oknie. Była zajęta trzymaniem dwóch kubków wypełnionych po brzegi gorącym napojem. Wyraźnie przyglądała się otoczeniu i przyrodzie. Jej duże ciemnobrązowe oczy rejestrowały każdy ruch, szelest liści. Obok niej siedziała mała dziewczynka. Na oko miała może osiem, dziewięć lat. Tak samo jak siostra miała duże oczy, ich kolor był jednak inny, bo jasnozielony. Z daleka można było poznać że są rodzeństwem. Widoczne były te same rysy twarzy. Ten sam grymas bólu, cierpienia. W przeciwieństwie do osoby siedzącej obok, jej twarz przybrała wyraz zaciekawienia i jednocześnie zmartwienia. Ubrana była w poszarzałą niebieskawą, już starą sukienkę. Podobnie jak starsza miała gęste, bardzo ciemne brązowe włosy. W tamtym momencie były niechlujnie związane w dwa twarzowe kucyki. Druga zaś miała je spięte w długi warkocz, spoczywający na prawym ramieniu. Widać było na odległość że były zziębnięte. Wolno zaczęły sączyć herbatę. Miarowo łyczkami, by przypadkiem się nie oparzyć. Jednak ich oczy nie przestawały patrzeć na przechodniów za oknem.
W Warszawie nastawał ranek. Kolejny żmudny i trudny do przeżycia dzień.
Idąc chodnikiem przyglądałam się dwóm dziewczynkom. Siedziały na parapecie w oknie kamienicy w centrum. Tylko ja je zauważyłam. Nikt inny. Codziennością jest pośpiech ludzi tak wielkim mieście, nawet o tak wczesnej porze, jaką jest godzina szósta. Nikt nikogo nie zauważa  nie przeprasza popychając. Myśli tylko o sobie i celu swojej podróży. Narzeka tylko na siebie, nie widząc dwóch sióstr, wychudzonych dziewczynek w oknie.
Przez chwilę młodsza spojrzała na mnie. Czym prędzej odwróciłam wzrok. To była moja największa wada - wstydliwość, strach. Nie wiedziałam jak to nazwać. Szybko zerknęłam na nią jeszcze raz, ale ta była odwrócona plecami. Rozmawiała z kimś, kto był we wnętrzu mieszkania. Równie nagle odwróciła się. Nasze oczy znowu się spotkały. Widziałam w nich smutek, żal i jednocześnie prośbę o pomoc. W tamtym momencie, ktoś rozpędzony  potknął się o moją nogę. Upadł. Opuściłam oczy by spojrzeć na nieszczęśnika. Gdy zaraz potem odwróciłam wzrok na okno, zobaczyłam tylko tył luźno powiewającej niebieskawej sukienki.
Nie było już małej dziewczynki.
Została tylko starsza, z której oczu nie byłam w stanie wyczytać żadnych emocji.

Nie oglądała się za siebie. Nie było warto. Ważne było tylko to co przed nią.
Mimo że była młoda wyglądała na doświadczoną i odważną.
I taką ją zapamiętałam.

Ilekroć tamtędy przechodziłam, spoglądałam w to okno, szukając dwóch par oczu - jasnozielonych i brązowych. Zawsze spuszczałam wzrok rozczarowana.
Od tej pory nigdy więcej ich nie widziałam.
_________________________________________________________________________________
Ufff ... to już za mną :D
Co sądzicie? Proszę o komentarze. Najlepiej szczere :) /Ann.

wtorek, 14 maja 2013

Tak na początek ...

Ja także postanowiłam zacząć swoją przygodę z pisaniem.
Ta daaam! - oto efekt.
Na początek nie zdradzę zbyt wiele. 
Moją wskazówką dla was są skoki narciarskie :)
No i już wszystko jasne prawda?
 Narazie nie będzie tak łatwo i postaram się być tajemnicza.
Oczywiście proszę o opinię i komentarze, bo bez nich napewno nie dam rady :)
To co? 
Zaczynamy!
Ann.