środa, 3 lipca 2013

Rozdział dziewiąty pozostawiający po sobie pewien ślad

Po raz kolejny nerwowo zerkałam na dobrze mi znane rysy twarzy.
Chciałam o nich zapomnieć 
Poznać je na nowo.
Jeszcze raz.
Jednak, nie było to możliwe.
Poczułam dotyk gorącej ręki na swoim policzku.
Druga zaś głaskała moje włosy próbując mnie bezskutecznie uspokoić.
Wiedziałam że to koniec.
Moje nigdy nie zawodzące mnie przeczucie.
*
Położył ją delikatnie na sofie. Obok usiadła przerażona Maja. Co chwilę zerkał na nią, próbując coś powiedzieć. Był bezsilny.
Dlaczego uciekła?
Do rozświetlonego pokoju wpadła Ewa. Szok. Chwila niepewności, zmartwienia. 
Co dalej?
Po chwili, pokój sióstr zapełnił się gośćmi. Wokół sofy, na której leżała Ida zebrało się kilka osób. Maciek, jej książe z bajki, siedział obok, Maja zmartwiona z łzami w oczach,  trafiła prosto w ramiona Ewy, która również nie mniej zaskoczona stała na środku pokoju z nadal otwartymi ustami. Reszta kadry przystanęła oparta o framugę drzwi wpatrując się w mebel ustawiony na środku pomieszczenia, na którym znajdowały się dwie osoby: blada dziewczyna leżąca bezwładnie na sofie i chłopak lekko trzymający ją za rękę.
Pierwsza przerażającą a jednocześnie krępującą ciszę przerwała Ewa, która wraz z Mają podeszły do sofy, gdzie leżała Ida.
-Żyje?
Cisza. Nikt nie odpowiadał. Maciek, przyglądał się dziewczynie z niedowierzaniem i niesamowitą troską. Ewa natomiast postanowiła działać. Wyrwała szybko rękę dziewczyny, próbując wyłapać puls, który w tamtym momencie był ledwo wyczuwalny i podejrzanie wolny. Powoli zbliżała się godzina rozpoczęcia kwalifikacji, a następnie konkursu. Tak więc w pokoju pozostała tylko Ewa oraz Maja, która nadal nieruchomo wpatrywała się w starszą siostrę.
Światło.
Biel.
Hałas.
Idealne rysy twarzy nadal wpatrzone w jeden punkt.
We mnie.
Jeden nieznaczny uśmiech, drugi.
Ciągle szukające się dwie pary ciemnobrązowych oczu.
Brązowa czupryna, niesamowicie gęsta i jak zwykle idealnie ułożona.
Moja dłoń wolno podniosła się w jej stronę, układając się delikatnie.
Ciepły dotyk.
Kolejny nic nieznaczący gest.
 I ciągle nawiedzające mnie w myślach słowo, krzyczace w mojej podświadomości, próbowało się wydostać.
Zdołałam powiedzieć tylko jedną myśl, która wywołała uśmiech na jego twarzy.
'Zostań' 
*
Obudziła się z poczuciem ciepła i bezpieczeństwa. Jej prośba została wysłuchana.
Obudziły ją przyciszone głosy, nie wiedziała gdzie jest, jednak charakterystyczny zapach wskazywał na jedno z mniej przyjemnych miejsc. Ręką wymacała metalowe pręty łóżka, przejechała dłonią po twardym materacu. Coś uniemożliwiało jej ruchy, coś ją ograniczało. Dopero wtedy otworzyła oczy. Spostrzegła kilka dziwnych monitorów i aparatów. Na łóżku obok leżała ledwo oddychająca kobieta, która tak jak ona dostawała kroplówkę wprowadzaną przez wenfoln.
Pisk maszyn.
Uczucie bólu i po raz kolejny całkowicie ogarniająca ją ciemność.
____________________
Kolejny rozdział oddaje do waszej oceny.
Mam nadzieję ze sie spodoba, mimo wieeeelu błędów :)

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział ósmy rodzący pewną zależność.

Po dwóch tygodniach udało się. Trochę krótko i tajemniczo, ale wszystko zmieniłam w ostatniej chwili. Dziękuję Madeline! :*
_____________________________________________
Biegłam. Uciekałam. Znowu. Co sił w nogach pędziłam przed siebie. Moje serce znowu biło szybciej. Jednak tym razem to nie był sen. Byłam całkowicie przytomna, a moje myśli krzyczały tylko jedno słowo, które tak dobrze zapamiętałam.
Tchórz.
Tchórz!
TCHÓRZ!
Zła na siebie, co raz bardziej przyspieszałam, zamieniając szybki bieg w sprint. Nim się obejrzałam, zmęczona, z uczuciem palących płuc stanęłam przed ciemną już skocznią. Nie wiedziałam przed czym tak uciekałam, może poczułam nagłą potrzebę wyciszenia się? Udania się w miejsce odosobnione, oddzielone od hałaśliwych zakopiańskich uliczek?
Dokładnie rozejrzałam się po ciemnej okolicy.
Całkowicie sama.
*
Niedzielny poranek. Jeszcze ospałe słońce leniwie wychodziło zza horyzontu, wpadając całkiem przypadkowo do pokoju sióstr. Za oknami natomiast trwały poranne treningi zawodników i gorączkowe przygotowania organizatorów, by kwalifikacje, jak i konkurs odbyły się zgodnie z planem. W pokoju była tylko jedna z sióstr, mimo że dwa łóżka były zajęte. Obok Mai spał jeszcze Maciek, którego do tamtej pory nie mógł znaleźć żaden z kolegów.
W oddali zza drzwi dało się słyszeć energiczne, szybkie kroki. Osoba ta stanęła przed pokojem dwóch sióstr. Po chwili Ewa wkroczyła do pomieszczenia. Z zamachem położyła torbę z lustrzanką na stole, nadal stojąc plecami do dwóch łóżek umieszczonych w głębi pokoju.
- No księżniczki, wstajemy! Ile można tak spać? - Maciek powoli otworzył jedno, następnie drugie oko uważnie przyglądając się poprawiającej sobie fryzurę Ewie, która z podekscytowaniem i pewnością siebie kontynuowała - Trzeba znaleźć naszego księcia z bajki, który nie zjawił się dzisiaj na porannym treningu, ponadto ...
Stoch momentalnie zamarła zauważając w lustrze młodszego Kota, który również z nie mniejszym zaskoczeniem przyglądał się blondynce. Śmiech Maćka przerwał chwilową ciszę.
- Książe z bajki? Serio? - Poruszając wymownie brwiami wstał szybko z łóżka, z pełną powagą zasalutował Ewie w pośpiechu opuszczając pokój.
*
Umieram.
Świat zawirował ponownie, gdy tylko otworzyłam oczy.
Ledwo podparłam się na zdrętwiałej ręce. 
Palcami przejechałam po zimnym drewnie.
Nie byłam w stanie zmienić swojej pozycji.
Tak zostałam.
Nie wiem ile to trwało.
Poczucie niesamowitej bezsilności, było wręcz pasjonujące.
Powoli wypełniało mnie całkowicie.
Ostatni raz otworzyłam powieki.
*
Patrzył na nią od kilku minut, zanim postanowił do niej podejść. Miała na sobie tylko sukienkę, starą, jasnoniebieską. Dotknął delikatnie jej bladej twarzy, dłoni. Szybko zrozumiał, że nie ma wyboru. Wsunął swoje ręce pod nią, by po chwili nieść ją do siostry.
*
Przerażająca cisza.
Ciepło rąk.
Ciche głosy siostry budzące do życia, którego tak bardzo nie chciałam kontynuować.
Chciałam zostać.
Tam.
Na zawsze.
On jest jednak zdolny do wszystkiego.
Zabrał mnie.
On.
Mój książę z bajki.

niedziela, 23 czerwca 2013

Informacja

Niestety muszę was poinformować o zawieszeniu bloga. Powodem nie jest jedynie nauka. Nie spodziewajcie się żadnego rozdziału w przeciągu pierwszego miesiąca wakacji. Przepraszam, jest mi naprawdę przykro, ale nie mam wyboru. Oczywiście postaram się czytać wasze opowiadania na bieżąco. Pozdrawiam i do następnego :* /Ann.

środa, 12 czerwca 2013

Libster Award

Nominację otrzymałam od Charlotte (http://my-dreams-world-story.blogspot.com/), Alexandry White (http://austrian-heart-in-norwegian-hands.blogspot.com/) oraz od Suomi Forever (http://jungen-ski-springere-aus-deutsch.blogspot.com/) Dziękuję Wam serdecznie :)
PYTANIA OD CHARLOTTE
1. Twoje największe marzenie?
Sport.
2. Twoje największa pasja?
Sport, a w szczególności gimnastyka artystyczna, tenis ziemny, snowboard, oj .. dużo by tego wymieniać :)
3. Jakiego języka chciałabyś się nauczyć?
Najbardziej to hiszpańskiego albo włoskiego.
4. Gdybyś miała jakąś super "nadprzyrodzoną moc" to jaką byś wybrała?
No nie wiem, chyba wybrałabym teleportację, lub czytanie w myślach ...
5. Morze czy góry?
Góry!
6.Jakie 3 rzeczy byś zabrała na bezludną wyspę?
A pojęcia nie mam :P
7. O czym było twoje pierwsze opowiadanie?
W sumie, o niczym :)
8. Dlaczego zaczęłaś prowadzić bloga?
Uznałam, że właściwie nic innego nie zmusi mnie do pisania czegokolwiek. 
Dzięki temu polubiłam pisanie, stało się to dla mnie prostsze.
9.Co Cię inspiruje w życiu?
Co mnie inspiruje? Chyba spokój, lub sport. Przez to staję się szczęśliwsza.
10. Kim chciałaś zostać będąc dzieckiem?
Sportowcem
11. Ulubiony film i książka?
Książka Agaty Chrisie "I nie było już nikogo" a co do filmu, to mam ich mnóstwo...
PYTANIA OD SUOMI FOREVER
1. Jak masz na imię?
Ann :(
2. Masz jakiegoś idola? Czym ci imponuje?
Jest nimi większość sportowców. Podziwiam ich za to co robią, i jaką im to przynosi radość.
3. Jakie dyscypliny sportowe cie interesują?
Kocham każdy rodzaj sportu. Z wyjątkiem boksu. Najbardziej jednak lubię gimnastykę artystyczną.
4. Czy to jest twój pierwszy blog?
Taak :)
5. Co cię skusiło, żeby zacząć pisać opowiadania?
Chyba chęć nauki pisania ...
6. Podobają ci się moje opowiadania?
Tak, no a jak inaczej? :)
7. Jakie imiona nadałabyś swoim dzieciom?
Oj ... dużo jest imion, które mi się podobają... 
Męskie np. Kamil, Dawid, a żeńskie, Magda, Monika.
8. Kim chcesz zostać w przyszłości?
Niestety jeszcze nie wiem. Na pewno będzie to coś związane z AWF-em.
9. W jakim kraju chciałabyś zamieszkać?
Polska. No ewentualnie Hiszpania c:
10. Gdybyś zlazła lampę z dżinem jakie byłyby twoje 3 życzenia?
3 życzenia? Zdrowie, przyjaciele i praca z której byłabym zadowolona i ja i moja rodzina.
11. Jakie imię wybrałaś sobie do bierzmowania?
No i  właśnie tu  też mam problem, bo jestem w trakcie ... myślenia :)

RESZTE UZUPEŁNIĘ MOŻLIWIE JAK NAJSZYBCIEJ








poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział siódmy zwany przeczuciem.

Jestem z tego rozdziału dumna. Niestety wiem, ze są tu literówki, lub błędy ortograficzne za co przepraszam. Końcówka może być trochę niezrozumiała, ale tak to jest, gdy piszę coś o pierwszej w nocy. Ogólnie coś mi nawaliło i pisałam to w html w dodatku nie na komputerze. Ale cieszę się, że się udało.
Osobiście pozwalam na krytykę błędów. Sama jestem ciekawa ile ich tu jest :)

____________________________________________________
Biegłam przez jeden z warszawskich parków. Była noc. Ciemne chmury przysłaniały jasno świecące gwiazdy. Uciekałam. Nie patrzyłam za siebie. Lekko rozpuszczone włosy wlatywały mi do oczu, sandały spadały z pokrwawionych stóp, sukienka, jasnoniebieska, poszarpana była przez gałęzie. Podrapane ręce i nogi powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Byle tylko dotrzeć na koniec, tam gdzie czekała, nadal potrzebująca mnie siostra. Światła lamp zaczęły być co raz bardziej widoczne. Powoli wyłaniały się zza drzew. W tym świetle, na środku zobaczyłam małą, dzielnie trzymającą się na nogach dziewczynkę. W tamtym momencie, w chwili nieuwagi, potknęłam się o korzeń, by runąć na twardą, zmarzniętą, lecz suchą ziemię.
Jeszcze trochę Ida.
Dasz radę
Krzyczał głos w mojej głowie. Ledwo podniosłam się z lodowatego podłoża. Wyczuwałam niebezpieczeństwo. Moje nogi, znowu zaczęły szybko pracować, ale tylko na chwilę. Słabłam. Bardzo. Z kroku na krok, moje serce przyspieszało, w uszach słyszałam tylko pracę mojego serca. Dudnienie. W ustach od dawna czułam smak krwi. 
Wytrzymam.
Dla Mai.
Nie biegłam, szłam. Wolno. Za wolno. Niespodziewanie, dosłownie parę kroków przed siostrą zabrakło mi sił. Mózg zaczął wariować. Poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Delikatnie, popchnęła mnie w tył. Upadłam. Przed Mają. 
Nie udało mi się jej uratować.
*
Momentalnie znalazłam się po drugiej stronie ulicy, obok parku, w którym, przed chwilą widziałam Maje. Zimne powietrze wtargnęło do moich płuc. Zamarłam. Przede mną ktoś szedł. Prowadził mnie. Nie mówiłam ani słowa, bo do tej pory czułam głośne bicie mojego serca, które wszystko przygłuszało. Nie docierały do mnie żadne odgłosy z zewnątrz. Doszłam do drogi, ledwo idąc. Chciałam upaść, ale coś mnie powstrzymywało. Stanęłam, wraz z tajemniczą postacią, która wyraźnie patrzyła na wprost, na drugą stronę ulicy. Ja również zainteresowana zerknęłam. Stała tam mała dziewczynka. Maja. Miała nieprzytomny wzrok. Dzieliła nas tylko ulica. Chciałam wybiec, by rzucić jej się na szyje. Jednak ona pomyślała o tym szybciej i nim się spostrzegłam, leżała na ulicy.
Martwa.
*
Błysk flesza. Dotyk silnych, ciepłych rąk. Chwyciłam je, trzymając się mocno. Chciałam czuć się bezpieczna. Na zawsze. W uszach nadal słyszałam tylko szybko bijące serce. Nie chciałam się poddać. Usłyszałam cichy syk. Wolno, z ociąganiem otworzyłam oczy. Nie wiele mi to pomogło, bo i tak nic nie zobaczyłam. W pokoju było ciemno. Jedynym źródłem światła w tamtym momencie, były uchylone drzwi, przez które wchodzili zawodnicy. Jeden, drugi, trzeci. Mieli wyśmienite humory. Nagle, ktoś zaczął mi machać ręką, przed oczami, zasłaniając cały, niezbyt interesujący widok na zaciemniony pokój. Spojrzałam na chłopaka, zdając sobie sprawę, że cały czas otaczał mnie swoim ramieniem. Patrzył na mnie swoimi jasnoniebieskimi oczami, które nie wyrażały ani smutku, ani zdziwienia. Dzięki światłu padającemu z zza drzwi, byłam w stanie zobaczyć piękny uśmiech pojawiający się na jego twarzy. Wyciągnął w moją stronę ręce. W jednej z nich trzymał szklankę wypełnioną po brzegi napojem.
-Krzysiek, a ty zapewne jesteś Ida, co?
Niepewnie przytaknęłam głową, na co skoczek ponownie zaśmiał się, podając mi szklankę do ręki. Drugą dłonią natomiast, chwycił moją i pociągnął w stronę kolegów. Dobrowolnie poddałam się, wiedząc że nie ominie mnie 'prezentacja' a to był najlepszy moment. Szybko wzrokiem odszukałam Mai, która nadal pod dyrekcją Ewy biegała z lustrzanką.
Żyje.
Tylko to się liczyło.
Szybko wypędziłam z głowy złe myśli, bo nim się spostrzegłam, stałam już przed grupką skoczków. Nie znałam nikogo oprócz Maćka, którego kojarzyłam ze skoczni i poznanego przed chwilą niebieskookiego Krzyśka. Jak się okazało,był tam jeszcze wiecznie zadowolony Piotrek, blondyn Dawid, którego nie kojarzyłam z konkursu, a także lekko zamyślony tamtego wieczoru Stefan. Zapanowała chwilowa, niezręczna cisza, którą przerwał dźwięk naciskanej z drugiej strony drzwi klamki. Dalej milczeliśmy. Do pokoju zajrzał dumny z siebie Kamil. Nie zauważył nas, siedzących w pomieszczeniu po ciemku. Wyszedłby zapewne, gdyby nie Ewa, ktora poraz kolejny tamtego wieczoru niespodziewanie, rzuciła się na zwycięzcę. Któryś ze skoczków zapalił światło, zapraszając zdziwionego Kamila do środka. 
Każdy otrzymał od Ewy symboliczny kieliszek. Gdy wszyscy, zgodnie, razem, pili za pomyślność Polaków w konkursie, zauważyłam brak jednego z zawodników. Rozejrzałam się po pokoju. Maja, najwyraźniej w swoim żywiole śmiała się z chłopakami, opowiadając historie. Ewa, tradycyjnie robiła wszystkim zdjęcia. 
Poczułam ochotę wyjścia na taras, by choć na chwilę odpocząć od zgiełku i najnormalniej w świecie pomarzyć. Gdy ruszyłam w stronę drzwi, zauważyłam, że były one lekko uchylone. Wyszłam na zimne powietrze, mocniej opatulając się ciepłym swetrem. Oparłam się o metalową barierkę, nadal trzymając w ręku wypełniony do połowy kieliszek. Usłyszałam za sobą dość cichy, lecz mocny głos.
-Co tu robisz?
Momentalnie odwróciłam się. Przede mną stał wysoki brunet. Maciek. Ponownie oparłam się o barierkę, udając, że wpatruję się w ciemny las, że wsłuchuję się w szum pobliskiego strumyka. Zamknęłam oczy, próbując zapomnieć o koszmarze, z którego wybudził mnie Krzysiek. Na próżno. Strach o siostrę, co chwilę powracał ze zdwojoną siłą. Nie chciałam jej stracić. To było ponad moje siły.
To przeczucie.
Przeczucie, które nigdy mnie nie myliło.
Maciek, nie uzyskawszy odpowiedzi na swoje pytanie odwrócił się i poszedł, zostawiając mnie samą na mroźnym powietrzu.
Nie wiem, ile czasu spędziłam na dworze. Jednak, gdy weszłam do pomieszczenia, wszyscy już spali. Wśród skoczków rozłożonych na wielkiej narożnej kanapie, nietrudno było odnaleźć Maję, ubraną w jasnoniebieską sukienkę. O dziwo, leżała ona wtulona w pół śpiącego Maćka. Mimowolnie uśmiechnęłam się widząc ten widok. Spróbowałam jak najdelikatniej, wziąć siostrę na ręce, by nie obudzić przy tym ani jej, ani chłopaka. Dotknęłam lekko jej sukienki, dłoń wsuwając pod jej plecy. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Maja nie jest na pewno tak lekka, jak jeszcze kilka lat temu, ale wiedziałam, że jestem jeszcze w stanie ją unieść.
W połowie wykonywania tej czynności przeszkodziły mi silne ręce, które momentalnie wyrwały mi śpiącą siostrę z rąk. Przede mną, po raz kolejny tamtej nocy, stanął brunet z ciemnymi oczami.

środa, 5 czerwca 2013

Rozdział szósty traktowany jako niezapomniana chwila

Wreszcie udało się ...
Zwlekam tak od trzech dni z wstawieniem.
Zapraszam i miłej lektury!
________________________________________________
To były najlepsze dni.
Te niezapomniane.
Właśnie z  nimi.
Właśnie tam.
W Zakopanym.
*
Siostry wraz z Ewą, po raz kolejny tego dnia stanęły przed Wielką Krokwią. Mimo małego spóźnienia, zostały bez problemu wpuszczone do swojej loży. Ewa natomiast, jak najszybciej pobiegła w stronę skupiska małych drewnianych domków, by jeszcze przed konkursem, zdążyć wyściskać swojego męża. Ida i Maja zostały same, wpatrując się w obiekt górujący nad nimi, wokół którego zgromadziło się kilkanaście a nawet kilkadziesiąt tysięcy kibiców ubranych w biało-czerwone stroje. To właśnie tam można było poczuć się prawdziwym patriotą. Radosna atmosfera zaczęła udzielać się jeszcze przed rozpoczęciem zawodów, kiedy speaker zaczął śpiewać i żartować. Tłumy poszły zaraz w jego ślady, śpiewając, podskakując, machając flagami. Po prostu dobrze się bawili.
Nie wszyscy.
Jedna z nich nadal stała nieruchomo.
Nie śpiewała, nie śmiała się.
Była skupiona.
Nic nie było w stanie wytrącić jej z równowagi.
Nic, poza ...
- Uśmiech! - Ida skrzywiła się próbując uciec przed błyskiem flesza lustrzanki Ewy, która zadowolona z siebie zerknęła na wyświetlacz. Na  zdjęciu, spośród setek tysięcy biało- czerwonych chust i szalików wyróżniały się dwie postaci patrzące prosto w obiektyw. Jedna z nich, niższa, roześmiana, z małymi dołeczkami w kącikach ust. Druga poważna, surowo patrząca na aparat. Realistka. Mina Idy, wywołała salwę śmiechu Ewy. Lekko otwarte i wykrzywione usta, wskazywały na krzyk starszej z sióstr, natomiast zmarszczony nos i brwi, mówiły o wielkim niezadowoleniu, którego powodem był snop światła centralnie ją oświetlający. Dziewczyna nadal stała w tej samej pozycji, groźnie patrząc na rozbawioną Ewę. Dopiero Maja odciągnęła siostrę, wskazując palcem na skocznie, gdzie na belce siedział właśnie Polak, który tego wieczoru rozpoczynał zawody.
Rozpoczęło się.
To na co od tak dawna czekały.
Młodsza z sióstr z zaciekawienie zaczęła oglądać zawody, powodując nieznaczny uśmiech, wciąż przyglądającej się jej Ewy. Trzeba było przyznać, że rzeczywiście zaangażowała się w konkurs. Ewa natomiast, całkowicie oddała się fotografowaniu skoczków, to na belce, w locie, czy podczas zaznaczenia pięknego telemarku. Pokazała Mai zdjęcia, która zachwycona szczerze się uśmiechnęła. Nie wiedziała, że stojąca kilka metrów dalej Ida, która z wręcz stoickim spokojem przyglądała się rozgrywanym zawodom, nie była w stanie poznać własnej siostry, która teraz wraz z Ewą cieszyła się z udanego skoku Polskiego skoczka. Niegdyś smutna, zagubiona Maja, teraz zachwycona, z nieschodzącym z twarzy uśmiechem.
Czy to rzeczywiście jest Maja?
Skupiona, prawie tak jak zawodnicy. W nadziei czekała na zmianę. Na wygraną Kamila, na cokolwiek. Z zaciśniętymi pięściami, oglądała kolejne skoki Polaków. Po pierwszej serii zawodów, tonem znawczyni oceniła wynik skoczków jako znośny, a występ Olka, który zajmował jedną z czołowych lokat, jak dobry. Podczas przerwy Ewa uczyła Maję jak obsługiwać jej lustrzankę na przykładzie zdjęć robionych Idzie, która w tamtym momencie oparta o metalową barierkę, wychylona lekko w przód, przyglądała się przechodzącym obok skoczkom i dobrze bawiącym się ludziom na trybunach. Zamyśloną i oderwaną od rzeczywistości dziewczynę obudził dopiero komentator zapowiadający skok pierwszego z Polaków, w drugiej serii - Maćka Kota. Momentalnie spojrzała w górę, gdzie kilkadziesiąt metrów od zawodnika powiewała biało-czerwona, lekko wystająca z gniazda trenerskiego flaga. Odnalazła wzrokiem trenera, który ze skupieniem przyglądał się wskaźnikowi wiatru. Łukasz Kruczek ze zmartwieniem spojrzał w górę na swojego podopiecznego, który czekał na belce gotowy do startu.
Mocny, zdecydowany ruch trenera zadecydował o odepchnięciu się skoczka od belki, by chwilę później z zapartym tchem tysiące par oczu patrzyło na skoczka przekraczającego próg...
Proszę! Dasz radę!
To był zbyt krótki skok, na objęcie prowadzenia przez reprezentanta Polski.
Ida otworzyła oczy. Nie widziała lotu chłopaka, jednak głos komentatora, oznajmiającego wynik skoczka, gwałtownie sprowadził dziewczynę na ziemie. Nad Wielką Krokwią nastała cisza. 115,5 metra. Daleka pozycja. Łukasz Kruczek stojący na górze, nie załamał się. Wiedział że ten jeszcze wciąż młody chłopak, ma przed sobą wielką karierę.
*
Przechodził, przygnębiony obok Idy, która podobnym wzrokiem, pełnym żalu spojrzała na chłopaka. Nie zdążyła nic powiedzieć. Kolejny polski skoczek szykował się do skoku.
Polacy hucznie świętowali zwycięstwo Kamila Stocha w Zakopanym. Pierwszą osobą, która mu gratulowała była Ewa, która po jego wspaniałym skoku dającym zwycięstwo, wybiegła do męża zostawiając Mai swoją lustrzankę. Nie spodziewała się jaki użytek zrobi z niej młodsza z sióstr.
Każdy cieszył się inaczej. Jedni płakali z radości, inni skakali ze szczęścia, każdy na swój sposób. Ida także. Dziewczyna nadal stała oparta o barierkę. Tym razem kąciki jej ust podniosły się lekko do góry, w oczach pojawiły się łzy szczęścia.

piątek, 31 maja 2013

Rozdział piąty rozumiany jako początek przygody

Oddaję kolejny rozdział do Waszej oceny. Za ew. błędy przepraszam :)
Chciałabym go zadedykować photofairytale (jakkolwiek to brzmi) , z podziękowaniem, za wciągnięcie mnie w pisanie. Wiem, że o tym nie wiesz, ale to głównie Twoja zasługa, że się tu znalazłam :)
No i nie wiem ... może zrobić sobie gg lub coś takiego, żeby porozmawiać z wami?
Mimo to, zapraszam do czytania! :* (no i oczywiście czekam na opinie).
_______________________________________________
Największa przygoda życia.
Całkowicie ich.
Właśnie się rozpoczęła.
*
Trudno było dwóm siostrom opuścić rano ciepłe, miękkie łóżka, nie mówiąc już o wyjściu na dwór. Pomimo pięknego słońca na niebie, dzień zapowiadał się chłodny, wręcz mroźny, jak to przystało na połowę stycznia. Brak jakichkolwiek liści na drzewach, czy zadomowiony już tej zimy śnieg w Zakopanym przypominał o porze roku. Ciepło opatulone siostry zdecydowały się na podbój zaśnieżonej stolicy Tatr. Zaczęły od najbardziej znanej i zawsze pełnej ludzi ulicy - Krupówek. Mimo pogody, która wyraźnie tego dnia nie sprzyjała licznie przybyłym turystom, główna zakopiańska ulica wypełniona była po brzegi. Po przeciśnięciu się przez Krupówki, najpierw w jedną, później drugą stronę, siostry dotarły, nie bez problemów przed skocznię, gdzie za godzinę miały rozpocząć się kwalifikacje do sobotniego konkursu indywidualnego. 
Zobaczyłam je, jak dochodziły do skoczni. Wbrew pozorom miały roześmiane twarze. Najwyraźniej nie przeszkadzał im ani mróz ani zalegający na chodnikach śnieg. Obie miały czerwone od mrozu policzki i nosy. Gdy rozbiegane oczy młodszej spoczęły na skoczni, mimowolnie zaśmiałam się z jej miny, wyrażającej jej niewyobrażalne zdziwienie. Fakt, obiekt przed którym w tamtym momencie stałyśmy, był ogromny i piękny. Wielka Krokiew - wytłumaczyłam Mai. Szybko jednak zabrałam siostry do nieco cieplejszego pomieszczenia, by tam mogły choć trochę się ogrzać. Mój wybór padł na szatnie skoczków, gdzie zapewne siedzieli nasi reprezentanci przygotowujący się do kwalifikacji, a wśród nich Kamil.
Nie wiedziały że to dopiero początek.
Nikt nie wiedział co będzie dalej.
Nawet ja.
*
Szłam obok Mai w głąb obiektu. Prowadziła nas Ewa, która najwidoczniej bardzo dobrze znała te tereny. Weszłyśmy, przez bramę, do części całkowicie oddzielonej od sektorów umieszczonych wzdłuż skoczni. Stało tam bardzo dużo drewnianych małych domków. Na drzwiach każdego z nich umieszczona był flaga konkretnego zespołu, państwa do którego, dany budynek należał. Minęłyśmy domki Austriaków, Norwegów i Czechów, po czym skręciłyśmy do budynku, mającego na drzwiach flagę Polski. Szybko dogoniłyśmy Ewę, która otworzyła drzwi, zapraszając do środka. Weszłyśmy. Domek w środku obłożony był płytami. Po dwóch jego stronach, oprócz gotowych kombinezonów, do konkursu, stały jeszcze niskie ławeczki, na których siedzieli zawodnicy. Przysłuchiwali się słowom trochę starszego od nich mężczyzny, który jako jedyny stał na środku. W ręku trzymał plik kartek, i biało czerwoną chorągiewkę, którą podczas wygłaszanego monologu nieustannie wymachiwał na wszystkie strony. W momencie przejścia przez próg
małego domku, jak na zawołanie, spojrzało na nas jedenaście par oczu, z mężczyzną stojącym na środku pomieszczenia na czele. Najwyraźniej nie był zachwycony naszą obecnością, jednak, gdy skierował wzrok na stojącą przy nas Ewę, poszedł w ślady swoich podopiecznym, promiennie się uśmiechając. Szybko dokończył przemówienie, dokładnie tłumacząc taktykę skoczkom. Wychodząc z kilkoma wybranymi zawodnikami zreflektował się wyciągając najpierw w moją stronę rękę.
 - Łukasz Kruczek.
Następnie lekko pochylając się nad Mają, również podał jej uroczyście dłoń. Wyszedł z domku życząc powodzenia swoim podopiecznym. W pomieszczeniu, oprócz Ewy, zostały jeszcze cztery pary oczu, które nadal były wpatrzone w nas. Usiadłam na brzegu ławki, obok bruneta, mającego, jak się przyjrzałam piękne jasno niebieskie oczy. Ewa zaś zasiadła na kolanach swojego męża - Kamila, a Maja, jako najmłodsza wcisnęła się pomiędzy dwóch innych skoczków. Jeden z nich, wyraźnie skupiony spuścił oczy na podłogę, natomiast drugi, ożywiony z uśmiechem przyglądał się siedzącej obok niego Mai, nie zauważając krępującej ciszy jaka zapadła w domku po wyjściu trenera. 
*
Pół godziny później z wyraźnie poprawionymi humorami ruszyły wraz z Ewą w stronę sektorów. Mogły spodziewać się najlepszych miejsc zarezerwowanych specjalnie przez żonę Kamila. Stanęły naprzeciwko skoczni, gdzie miały idealny widok na startujących zawodników. Miejsca wokół skoczni zaczęły się szczelnie wypełniać wiernymi kibicami. Atmosfera jaką wytwarzali Polacy, tam w Zakopanym, była niepowtarzalna. Nic nie było w stanie oddać emocji, jakie przeżywali przyjeżdżający tam zawodnicy, trenerzy, rodziny.
 Po prostu trzeba tam być. 
Przekonać się, że tak naprawdę, byliśmy, jesteśmy i będziemy jedną wielką rodziną.
_____________________________________________________


wtorek, 28 maja 2013

Rozdział czwarty nazwany czymś nowym

Patrzyła za okno, próbując wyłapać szczegóły szybko zmieniającego się krajobrazu. Obok niej siedziała starsza siostra. Nie była ubrana w jasnoniebieską sukienkę. Na jej ramieniu opierała się Maja.
Obie podążały w to samo miejsce.
Razem.
By zacząć największą przygodę życia.
Po raz kolejny spojrzała na dwa podłużne paski papieru, trzymając je w ręce. Od dawna zastanawiała się, dlaczego zgodziła się na tę podróż, wycieczkę w nieznane. To prawda. Sama propozycja była kusząca. Nigdy nie była w górach, nie mówiąc już o młodszej siostrze, która w tamtym momencie zasnęła wtulona w Idę. Ekspres relacji Warszawa - Kraków szybko mknął po torach. W jednym z ostatnich wagonów, w ośmioosobowym przedziale siedziały one. Towarzyszami drogi okazali się trzej młodzi mężczyźni, dwie młode kobiety zaopatrzeni w czapki, szaliki i flagi prawdziwych kibiców, oraz typowa starsza pani, wyglądająca bardzo niewinne. Podróżowała do wnucząt z dwoma dużymi torbami, zajmującymi wolne miejsce w przedziale.
Krajobraz, który Ida obserwowała od początku podróży, zmienił się nie do poznania. Rozpoczynając od rozległych nizin, wsi, miast, sadów. Poprzez pagórki, nieznaczne wzniesienia, kotliny, kończąc na wyżynach, na które w tamtym momencie wjechały dwie siostry. Pociąg co chwilę wjeżdżał, to zjeżdżał z pagórków. Z każdym metrem, pokonanym wzniesieniem, zbliżał się w okolice ich tymczasowego celu - Krakowa.
Gdy dojechały do największego Małopolskiego miasta, zapadł już zmierzch, zaczynały zapalać się latarnie na ulicach.
W mieście nie miały zamiaru pozostawać długo, ponieważ od dawna, na dworcu PKS, obok PKP, czekał na nie autobus, zawożący turystów i chętnych do Zakopanego. Zbudziwszy siostrę, Ida zabrała wszystkie bagaże, przechodząc do pojazdu, prawie całkowicie wypełnionego pasażerami. Tym razem, gdy siostry znalazły sobie wygodne miejsca, Ida znowu wyciągnęła niebieską kopertę, która cały czas towarzyszyła dziewczynkom w podróży. Starsza utkwiła na niej swój wzrok. Wyciągnęła z niej list o tym samym kolorze, by jeszcze raz sprawdzić miejsce ich krótkiego pobytu w stolicy Tatr. Przeczytawszy wszystko dokładnie, kilka razy, przykryły się kurtkami, oddając się całkowicie w objęcia Morfeusza.
*
Przyjemne kołysanie, cicha muzyka, ustały. Ida ostrożnie otworzyła najpierw jedno, później drugie oko. Czuła że są na miejscu. Autobus stał. Większość pasażerów zaczęła opuszczać swoje siedzenia, ubierając przy tym kurtki, czapki, szaliki.  ostatniego rzędu siedzeń, na przód autokaru przepchała się grupka trzech mężczyzn i dwóch kobiet, podróżująca wcześniej z dziewczynkami w przedziale. Zapanował tłok i korek do drzwi, z którym nawet kierowca nie był w stanie sobie poradzić.  Po dłuższej chwili, gdy dziewczynki wyszły z autokaru,  poczuły na swoich twarzach podmuch ciepłego, porwistego wiatru. Halny tego wieczoru dawał się we znaki.
Obok pojazdu, oprócz dużego zbiegowiska nowow przybyłych do Zakopanego turystów, stała wysoka postać. Od grupki, oddzielało ją kilka metrów. Kobieta. Była bardzo słabo oświetlona przez latarnię, znajdującą się za nią, toteż siostry nie były w stanie zobaczyć jej twarzy. Opierała się o tylne drzwi czarnego samochodu. Miała długie, jasne włosy, które co chwile były rozwiewane przez wiatr. Ubrana była w ciemne spodnie i dość cienką kurtkę. Ożywiona rozmawiała z kimś przez telefon.
Po chwili, z uśmiechem, energicznym krokiem, podeszła do dwóch zdezorientowanych sióstr. Stanęła przed nimi, w świetle latarnii, tak by mogły ujrzeć jej twarz. Kobieta, miała łagodne rysy twarzy, na którą został nałożony lekki makijaż. Była młoda, lecz zdecydowanie starsza  i wyższa od Idy.
Wyciągnęła przed siebie dłoń.
- Cześć. Ida i Maja, tak? Jestem Ewa.
___________________________________________________________________
Dziękuję za wszystkie komentarze :* Rozdział chciałabym zadedykować Charlotte :D

piątek, 24 maja 2013

Rozdział trzeci zwany zmianą.

Pomogła.
Nawet nie wiedziała jak bardzo.
*
Ostrożnie stawiałam kolejne kroki, wchodząc po zniszczonych schodach starej kamienicy. Szybko odszukałam numer mieszkania dwóch sióstr, by po chwili, po omacku dotrzeć do dużych czarnych skrzynek stojących naprzeciwko wejściowych drzwi. Pomieszczenie oświetlone było jedynie przez małe okienko, w owych wrotach. Wygrzebałam latarkę z podręcznej torby, a gdy już znalazłam to czego szukałam, lekko, delikatnie opuszkami palców dotknęłam chropowatej powierzchni, na której wygrawerowany był numer mieszkania dziewczynek.
Dalej poszło już łatwo. Wyjąwszy niebieską kopertę zaadresowaną do starszej, obróciłam ją w rękach, powtarzając w głowie plan. Wymyślony już kilka miesięcy temu, gdy widziałam je po raz pierwszy. Pchnęłam list w czarną skrzynkę, by po chwili zobaczyć jak znika w ciemnościach.

Stała na przystanku. Sama. Jej długie brązowe włosy, rozwiewane były na wszystkie strony, przez silny wiatr. Czekała na autobus, co chwilę zerkając znad książki, na hałaśliwą i ruchliwą ulicę. W drugiej ręce trzymała koperty  o różnych kolorach, rozmiarach i kształtach, na których w tamtym momencie próbowała skupić swoje brązowe rozbiegane tęczówki. Zatrzymała wzrok na jednym z listów. Wyraźnie zaciekawiona niebieską kopertą, obróciła przedmiotem, by sprawdzić nadawcę. Po raz kolejny tego dnia rozczarowała się. Druga strona opakowania była całkowicie pusta. Nie było tam nawet najmniejszej literki, znaku.
Odbiorca?
Ona.
Ida.
Jedna z dziesiątek kopert zalegających w skrzynce warszawskiej kamienicy od ponad dwóch tygodni, zaadresowana była do niej. Z jeszcze większym zainteresowaniem lekko zaczęła przedzierać niebieski papier, by przypadkiem nie uszkodzić zawartości.
Pierwszy list.
Całkowicie jej.
Nie wiedziała kto był nadawcą.
Niedługo się tego dowie.
W miarę dalszego czytania, jej twarz zaczęła się wykrzywiać z nadmiaru wrażeń, jakie ta przesyłka dostarczała starszej z sióstr. Niedowierzanie, zaskoczenie, radość. Z jej ust można było wyczytać wszystkie możliwe znane ludziom emocje. 
Podjechał autobus, którego wyczekiwała już ponad kwadrans. Nie zauważyła go. Nadal stała, wczytana w list. Wszyscy opuścili przystanek, biegnąc w stronę pojazdu, zatrzymanego kilkanaście metrów za miejscem wyznaczonego postoju.
Nie szła wraz z tłumem.
Wyraźnie stawiała mu opór,
upodabniając się do wiatru, wyraźnie przeszkadzającego jej w czytaniu.
Stała tak jeszcze chwilę. Nie zauważyła braku autobusu. Skupiona była na przedmiotach trzymanych w rękach. Jej oczy szybko wyłapywały każdą, sylabę, literę, łącząc je łącząc je w wyrazy. Z zaciekawieniem jeszcze raz zajrzała do środka koperty. Tym razem jej usta wykrzywiły się w pięknym uśmiechu, oczy zabłysły. Odwróciła się, zauważając oddalający się autobus. Nie była zła, ani zrezygnowana. Skupiła uwagę na dwóch wyłaniających się z koperty podłużnych paskach papieru. 
Trzymała je mocno.
Nie pozwalała by wiatr, wydarł je z ręki.

To było najlepsze co mogłam dla nich zrobić.
To, co mogłam im dać.
Dwóm siostrom.
Idzie i Mai.

Wiedziałam że jeszcze się spotkamy.
Tam, w stolicy Tatr.
_________________________________________
No i oto trzeci rozdział! :D
Postarałam się by był troszkę dłuższy, ale nie wiem czy to wyszło... Co o nim sądzicie?
Dziękuję za wcześniejsze komentarze! :*

niedziela, 19 maja 2013

Rozdział drugi nazwany początkiem

Zabiegani, zagubieni.
Ludzie.
Ci, którzy boją się pomóc innym.
Jedna z nich była inna.
Ona jedna.
*
Kolejny pochmurny poranek. Co prawda, słońce próbowało przebić się przez barierę chmur, jednak kiepskie były tego rezultaty. Dlatego co chwilę oświetlało tłumy ludzi, próbując zwrócić na siebie uwagę. Bezskutecznie. Tym razem w oknie kamienicy na pierwszym piętrze siedziała jedna z sióstr.
Tylko jedna.
Nie uśmiechała się.
Dziewczynka z dwoma twarzowymi kucykami.
Ubrana w niebieskawą, starą sukienkę.
Maja.
Próbowała naśladować starszą, która niegdyś przesiadywała obok niej, wyraźnie przyglądając się otoczeniu. Wsłuchiwała się w stukot setek, tysięcy obcasów, chcąc wyłapać ten jeden charakterystyczny dzwięk butów siostry. Dużo czasu minęło odkąd po raz ostatni razem siedziały na antresoli warszawskiej kamienicy, w zimne wieczory, pijąc gorącą herbatę przygotowaną specjalnie przez Idę, starszą z sióstr. Jej jedyną przyjaciółkę, osobę, która wiedziała o niej wszystko. 
Czekała na nią. Jak co dzień. Czekała, by chwilę później, słysząc już charakterystyczny dzwięk, pchnąć ciężkie drzwi oddzielające wnętrze kamienicy od podwórka i wybiec rzucając się się prosto w jej ramiona, wtulając się w jej gęste brązowe włosy.  By choć przez chwilę czuć się bezpiecznie. 
Ta scena wdarła się do codziennego planu dziewczynek, stawając się najważniejszym momentem dnia młodszej. Uśmiech pojawiający się na jej twarzy, był szczery. Taki uśmiech, jaki rzadko pojawiał się na twarzy osoby dorosłej. Prawdziwy.

Podjęłam decyzje. Teraz albo nigdy. Podeszłam do starych dębowych drzwi, za którymi przed chwilą zniknęły dwie siostry. Zaczęłam się im przyglądać, chcąc ocenić 'przeciwnika'. Po dokładnych oględzinach nacisnęłam starą klamkę, która znajdowała się na wysokości mojej twarzy. Pchnęłam wrota mocno, wchodząc do świata oderwanego od rzeczywistości.
Tego dnia po raz ostatni.
Ostatni raz dwie postaci siedziały w oknie.
Żadna z nich nie mogła tego przewidzieć.
Nikt nie był w stanie przewidzieć przyszłości.
Nikt oprócz mnie.
Ja wiedziałam.
Wiedziałam co się stanie z dwoma dziewczynkami w niebieskawych sukienkach.


_________________________________________________________________________
Dziękuje za wszystkie komentarze i wenę jaką mi przysłałyście! Dzięki temu, po licznych poprawkach dodaje kolejny, drugi już rozdział :)
Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu, mimo że wyszedł jeszcze krótszy od tamtych dwóch partów.
Wiem i zdaję sobie sprawę z tego że nie jest idealny jak poprzednie.
Życzę miłego czytania i tradycyjnie proszę o opinie :D /Ann.

sobota, 18 maja 2013

Rozdział pierwszy zwany drugim prologiem

Poniżane za to że są inne.
Nierozumiane przez otoczenie.
Chociaż tak odmienne - przetrwały.
*
Zapowiadał się idealny wieczór. Było ciepło, słońce, które już zaszło pozostawiło po sobie ślady w postaci jaśniejszych, lekko czerwonych chmur na zachodzie. Na starówce w stolicy Polski, aż roiło się od zakochanych par, rodzin z dziećmi i turystów spacerujących po zatłoczonych uliczkach.
Co chwile błyskały flesze - jak się mogło wszystkim zdawać aparatów. Nic bardziej mylnego.
Niemal momentalnie chmury zaszyły niebo. Zaczęło padać. W oddali pioruny przeszywały granatowe niebo. Zaczęły być słyszalne pojedyncze grzmoty. Ulice Warszawy momentalnie opustoszały. Jedynie dwie postaci nie uległy brzydkiej pogodzie. Szły dalej, najwyraźniej nie przejmując się zjawiskiem. Obie przed chwilą wyszły z jednej z małych restauracyjek. Ich celem była mała kamienica w centrum, do której chciały jak najszybciej się dostać. W światłach latarni można było zauważyć że obie niosą ciężkie torby. Trzymały się za ręce, a raczej większa ciągnęła mniejszą.
Obie w dużych, wręcz wiszących i przemoczonych niebieskawych sukienkach. Ich letnie sandały, teraz już kompletnie mokre odpowiadały nawałnicy miarowym pozbywaniem się wody z przesiąkniętych butów.Na jeszcze ciepłych ramionach osadzały się małe kropelki deszczu. Nie śmiały się, nie rozmawiały ożywione, jak przed chwilą reszta ludzi na Starówce. Szły. Nie zwracały uwagi na wiele par oczu zwróconych w ich stronę.
Chwilę potem wszystko zaczęło wracać do normy. Stare Miasto znowu wypełniło się śmiechem i gwarem rozmów, mimo że na ulicach widać było tylko dwie postaci. Przeszły tak w ciszy, przez połowę stolicy. Nadmiar prac, które starsza musiała wykonać w domu był przytłaczający. Z resztą, jedna  wracała właśnie jednocześnie z pracy i ze szkoły, mimo że miała dopiero szesnaście lat. Druga, młodsza, nie chwaliła się wspaniałym dniem, dobrymi ocenami. Wolnego czasu nie spędzała z koleżankami. Nie miała ich. Jedyną osobą towarzyszącą jej, odkąd pamiętała, była siostra, której ciepło dłoni czuła na swojej. Zacisnęła ją mocniej, co wywołało spojrzenie starszej. Uśmiechnęła się krzywo. Widać było, że jest zmęczona. Jej oczy nie miały dawnego blasku, nie mówiąc już o zmęczeniu. Mimo to pracowała i pomagała siostrze.
Gdy stanęły przed kamienicą, przez jej głowę przeszła myśl o dalszym spędzaniu wieczoru i nocy - na siedzeniu w oknie antresoli. Przyglądaniu się śpieszącym, zabieganym ludziom, tym, którzy ich nie widzieli.
           Chwilę później opuściły ponure podwórko. Ostatnie beznamiętne spojrzenie przez okno w starych skrzypiących drzwiach i powrót do domowej rzeczywistości.
Były to dobre dziewczyny.
Nie zasługiwały na poniżanie.
Ida i Maja.
Dwie siostry skazane na cierpienie.
Kochane siostry, pomagające sobie zawsze i wszędzie. Mimo kilkuletniej różnicy wieku, bardzo dobrze się dogadywały.
Przyjaźń.
Ta prawdziwa.
Siostrzana.
Wystawiana na wiele prób.
Przetrwała wszystko.
Przetrwa i to.
________________________________________________________________________
Klęska. 
No, może nie całkowita, ale na pewno częściowa ... 



środa, 15 maja 2013

Prolog

To nie jest bajkowa historia.
Nie jest jak każde inne opowiadanie.
Jest INNA i to chciałbym przedstawić.
Przede wszystkim pragnę pokazać, to czego nie ma nigdzie indziej.
Jest tym to co ukrywamy głęboko w sobie.
A szczęśliwe zakończenie? - No cóż, życie układa różne scenariusze.
Czasem trzeba się z tym pogodzić.
*
Mimo zapowiedzi, lato tego roku nie było tak ciepłe, ani słoneczne jak wszyscy oczekiwali. Dlatego szczęśliwi ci, którzy wyjechali na wakacje na południe Europy lub poza jej obszar. Do tych szczęściarzy na pewno nie należała pewna osoba. Nie wyglądała na dorosłą, choć nie była też dzieckiem. Siedziała skulona w oknie. Była zajęta trzymaniem dwóch kubków wypełnionych po brzegi gorącym napojem. Wyraźnie przyglądała się otoczeniu i przyrodzie. Jej duże ciemnobrązowe oczy rejestrowały każdy ruch, szelest liści. Obok niej siedziała mała dziewczynka. Na oko miała może osiem, dziewięć lat. Tak samo jak siostra miała duże oczy, ich kolor był jednak inny, bo jasnozielony. Z daleka można było poznać że są rodzeństwem. Widoczne były te same rysy twarzy. Ten sam grymas bólu, cierpienia. W przeciwieństwie do osoby siedzącej obok, jej twarz przybrała wyraz zaciekawienia i jednocześnie zmartwienia. Ubrana była w poszarzałą niebieskawą, już starą sukienkę. Podobnie jak starsza miała gęste, bardzo ciemne brązowe włosy. W tamtym momencie były niechlujnie związane w dwa twarzowe kucyki. Druga zaś miała je spięte w długi warkocz, spoczywający na prawym ramieniu. Widać było na odległość że były zziębnięte. Wolno zaczęły sączyć herbatę. Miarowo łyczkami, by przypadkiem się nie oparzyć. Jednak ich oczy nie przestawały patrzeć na przechodniów za oknem.
W Warszawie nastawał ranek. Kolejny żmudny i trudny do przeżycia dzień.
Idąc chodnikiem przyglądałam się dwóm dziewczynkom. Siedziały na parapecie w oknie kamienicy w centrum. Tylko ja je zauważyłam. Nikt inny. Codziennością jest pośpiech ludzi tak wielkim mieście, nawet o tak wczesnej porze, jaką jest godzina szósta. Nikt nikogo nie zauważa  nie przeprasza popychając. Myśli tylko o sobie i celu swojej podróży. Narzeka tylko na siebie, nie widząc dwóch sióstr, wychudzonych dziewczynek w oknie.
Przez chwilę młodsza spojrzała na mnie. Czym prędzej odwróciłam wzrok. To była moja największa wada - wstydliwość, strach. Nie wiedziałam jak to nazwać. Szybko zerknęłam na nią jeszcze raz, ale ta była odwrócona plecami. Rozmawiała z kimś, kto był we wnętrzu mieszkania. Równie nagle odwróciła się. Nasze oczy znowu się spotkały. Widziałam w nich smutek, żal i jednocześnie prośbę o pomoc. W tamtym momencie, ktoś rozpędzony  potknął się o moją nogę. Upadł. Opuściłam oczy by spojrzeć na nieszczęśnika. Gdy zaraz potem odwróciłam wzrok na okno, zobaczyłam tylko tył luźno powiewającej niebieskawej sukienki.
Nie było już małej dziewczynki.
Została tylko starsza, z której oczu nie byłam w stanie wyczytać żadnych emocji.

Nie oglądała się za siebie. Nie było warto. Ważne było tylko to co przed nią.
Mimo że była młoda wyglądała na doświadczoną i odważną.
I taką ją zapamiętałam.

Ilekroć tamtędy przechodziłam, spoglądałam w to okno, szukając dwóch par oczu - jasnozielonych i brązowych. Zawsze spuszczałam wzrok rozczarowana.
Od tej pory nigdy więcej ich nie widziałam.
_________________________________________________________________________________
Ufff ... to już za mną :D
Co sądzicie? Proszę o komentarze. Najlepiej szczere :) /Ann.

wtorek, 14 maja 2013

Tak na początek ...

Ja także postanowiłam zacząć swoją przygodę z pisaniem.
Ta daaam! - oto efekt.
Na początek nie zdradzę zbyt wiele. 
Moją wskazówką dla was są skoki narciarskie :)
No i już wszystko jasne prawda?
 Narazie nie będzie tak łatwo i postaram się być tajemnicza.
Oczywiście proszę o opinię i komentarze, bo bez nich napewno nie dam rady :)
To co? 
Zaczynamy!
Ann.